środa, 2 marca 2011

Emerytura nie jest celem samym w sobie

Jak napisał Marcin na swoim blogu, emerytura jest czymś wynalezionym dla pracowników etatowych. Takowi nie zawsze lubią to co robią a ich generalną pobudką jest potrzeba zarabiania na życie. Realizacja marzeń w życiu zawodowym jest pisana nielicznym.

W przypadku osób, które lubią to, co robią i chcą to robić dopóty, dopóki mają siły, życie zawodowe zakończą prawdopodobnie w chwili utraty zdrowia, choćby mieli wtedy 80 lat. 

Z powyższego wyciągam wniosek, że działania mające na celu przejście na wcześniejszą - własną emeryturę, powinni intensyfikować zwłaszcza ci, którzy:
- nie lubią swojej pracy ale są zadowoleni z płacy i dlatego pracy jeszcze przez jakiś czas nie chcą zmieniać
- ich praca szkodzi zdrowiu lub obawiają się utraty zdrowia stosunkowo wcześnie, np. choroby już się ujawniają, przez co zależy im na wcześniejszym zakończeniu życia zawodowego
- chcą się przenieść w inne miejsce, w którym trudno o dobrą pracę ale życie jest znacznie przyjemniejsze; dlatego potrzebują mieć wcześniej zorganizowany dochód.

W takich sytuacjach warto odkładać znaczną część (kilkadziesiąt procent) swoich dochodów. Jeśli masz około 45-50 lat, dzieci już niezależne, dość dobrze zarabiasz a koszty trzymasz w ryzach, masz szansę wcześniej skończyć niezbyt lubianą lub szkodliwą dla zdrowia pracę. 

Część takich osób może zainteresować się rynkiem nieruchomości by żyć z wynajmu, zwłaszcza że byli świadkami gigantycznego wzrostu cen począwszy od powstania III RP do teraz. Inną opcją dla urozmaicenia jest właśnie IKE a zwłaszcza IKE maklerskie, którego jestem "fanem".

Scenariusz uzyskania wcześniejszej emerytury np. o 5 lat, obejmowałby odkładanie 20-40% pensji począwszy od około 10 lat przed planowanym przejściem na emeryturę. Kwota ta corocznie inwestowana na IKE z rentownością rzędu 5% ponad inflację, powinna zapewnić kwotę wystarczającą na 5 lat życia bez konieczności pracy i pozwolić doczekać do emerytury państwowej.

Od końca 2010 roku, jesteśmy świadkami wzrostów rentowności obligacji skarbowych oraz ceny pieniądza w Polsce określanej wysokością stawek WIBOR 3M i 6M. Jest to skutkiem rosnącej w Polsce ( i generalnie na świecie) inflacji, powodowanej zwłaszcza wzrostem cen surowców rolnych, energetycznych i metali przemysłowych. Trend ten powinien utrzymywać się w roku 2011 a rentowności lokat i obligacji powinny jeszcze wzrosnąć.

Z tego powodu ciekawą inwestycją w ramach IKE na rok 2011, mogą być obligacje - te skarbowe, korporacyjne, spółdzielcze, lub samorządowe. Ich rentowności obecnie wynoszą od 6 do 8% czyli znacznie powyżej inflacji, która w tym roku wyniesie prawdopodobnie około 4%. Konto IKE uchroni nas przed podatkiem Belki, dzięki czemu będziemy realnie ok. 2-4% na plusie. W dłuższym horyzoncie czasu, można zainteresować się akcjami, zwłaszcza kiedy na rynku giełdowym zapanuje bessa, co prędzej czy później się stanie. W ten sposób mamy szansę w długim okresie na stopę rocznego realnego wzrostu na poziomie 5-10% lub nawet więcej.

5 komentarzy:

  1. Ja bym sobie obligacje powoli odpuszczał. Tych procentów już nikt nie jest w stanie spłacić inaczej jak przez wypuszczenie kolejnych obligacji - spirala długu. Problem będą mieli ci, którzy zostaną z obligacjami na końcu, co z tego że oprocentowanymi na 10% czy 20%. Nie chcę być pesymistą ale czeka nas globalny "kolaps" państw bo nikt nie jest w stanie spłacić swoich długów.

    Inflacja 4%? Te liczby są dla ciemnych mas, a Autor na pewno w te liczbę nie wierzy. Jak cukier, bawełna, pszenica wzrosły o 100% w ciągu ostatniego roku, ropa, gaz idzie w górę a z tym paliwo i energia. Prawdziwa inflacja to pewnie 10-20%. Dla mnie osobiście dobrym wskaźnikiem inflacji jest złoto. Dla uproszczenia przyjąłem sobie że wskaźnik wzrostu złota to inflacja. Więc nie wygląda to dobrze: 20% rocznie od kilku lat ;)

    Moim celem jest zostać emerytem, rencistą (rentierem) do 40-ski. Mam jeszcze prawie dekadę do tego celu. Potem już tylko dom i ogródek ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. @ Sokomaniak

    Inflacja żywności od wielu lat jest sporo wyższa niż CPI czyli inflacja urzędowa (oparta na koszyku różnych dóbr), trudno się z tym nie zgodzić.

    Myślę jednak że złoto wcale nie jest lepsze w tej chwili jako zabezpieczenie przed inflacją - dyskontuje już moim zdaniem w cenie w znacznej mierze przyszłe możliwe kłopoty w tym zakresie, co oznacza że ewentualne wzrosty jego ceny mogą w przyszłych kilku latach zachować się gorzej niż inflacja.

    Pod tym względem obligacje wydają się stabilniejsze.

    W przypadku totalnego kolapsu systemu kapitałowego i pieniądza papierowego, złoto i niektóre nieruchomości, zdają się jedynym zabezpieczeniem kapitałowym. Nie znaczy to jednak że zarobimy np. na złocie - jego moc nabywcza będzie na pewno niższa niż teraz.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Sokomaniak, zostanę advocatus diaboli, bo zupełne nie podoba mi się to, co robi FED, ale:
    - znany jest przypadek pompowania masy pieniędzy w gospodarkę, który skończył się deflacją (Japonia),
    - badanie inflacji na podstawie tylko jednego dobra (vide złoto) jest sensowne tylko w przypadku najbiedniejszych społeczeństw, gdzie dół piramidy Maslowa stanowi 100% wydatków. Nie sądzę, żebyś miał w swoim budżecie pozycję, na którą wydajesz cały dochód,
    - towary, które wymieniłeś, stanowią zewnętrzną presję inflacyjną (dla Polaków) denominowaną w USD, którą znacznie koryguje elastyczny kurs PLN
    - ciekawiej mają w tej sytuacji Amerykanie i Chińczycy (Chińczycy mają znacznie większy problem z inflacją, bo wydatki na "dołek Maslowa" to nawet do 80% wydatków przeciętnego obywatela). W Stanach tego nie widać, bo wydatki na papu są znikome, a benzyna nie jest objęta akcyzą, a wręcz pewnymi dopłatami,
    - generalnie im bogatsze społeczeństwo, tym więcej "miejsca na deflację" - bo ludzie mogą się "przesiąść" z produktów wyższej jakości na te o niższej,
    - w krajach wysokorozwiniętych jest miejsce na dodatkowe działanie "pro deflacyjne" (znowu mówię o dołku Maslowa" - np poprzez zniesienie dopłat dla rolników w UE i USA i otwarcie się na import żywności z krajów 3 świata (oczywiście nie od razu, chociaż UE ma ten komfort, że Ukraina od dawna generuje spore nadwyżki, które można tanio i szybko sprowadzić (UE sprzedaje część żywności w Afryce przez co zupełnie niszczy możliwość rozwoju rolnictwa w tych krajach - przez dopłaty nasze rolnictwo jest tańsze od ichniego [oczywiście dla odbiorcy, nie w produkcji]),

    Generalnie nie dajmy się zwariować :)

    OdpowiedzUsuń
  4. gość codzienny25 marca 2011 08:57

    Do pomiaru inflacji złota nie należy stosować, bo jego fluktacje są powodowane także przez czynniki niefinansowe, a raczej emocjonalne. Ale w ujęciu liczbowym sądzę że wynik byłby bliski rzeczywistości.

    Co do CPI, faktycznie żarcie zdrożało, paliwa i energia też. Tzw "koszyk" to fikcja statystyczna i wogóle bym się nim nie zajmował. Tym niemniej na codzień tak tego nie czuć - spisuję ceny z paragonów z okolicznych marketów i sklepów lokalnych - podstawowe żarło (pieczywo, ser, wędlina itp) są na stałych od miesięcy poziomów. Wg statystyki najlepsze ceny daje Lidl i Kaufland, największa słabizna asortymentowa to Biedronka i Aldi (to ostatnie to żenua). Do Makro, Geant, Tesco mam za daleko ale wiem że cenowo nie są lepsi.

    Ja też chcę być młodym emerytem, choć ustawowo nie mam szans (nie mam munduru ani pyrlika) - stuknęło mi 40 lat, mogę jeszcze z 10 się pomęczyć, potem już po prostu nie chcę. Mam zamiar "przejeść" oszczędności (bo państwo nic mi nie da przed osiągnięciem wieku emerytalnego więc na nic mi ZUS, OFE czy IKE). Będę zbywał to co było i będzie zbywalne i trwałe. Podstawowa pozycja w metalu, muszę zdywersyfikować jeszcze resztę portfela, za dużo z nim gotówki (lokat). Nie kupuję obligacji - różnica do lokat niewielka i opodatkowana (a "jednodniówki" nie), akcji nie mam od szczytu 2007 (tzn miałem krótko nowe emisje SP sprzedane z niezłym zyskiem). Zamierzam przy najbliższym dołku dobrać walut - franka i korony norweskiej, żadnych euro ani dolarów. Nie mam czasu na daytrading, ba nawet na krótkoterminową spekułę - łapię co najwyżej okazje na rynku pierwotnym. Reasumując IKE nic mi w moim planie nie pomogą a obarczone są ryzykiem tak samo jak każdy posiadacz obligacji albo mający forsę w zasięgu państwa a nie własnej ręki.

    OdpowiedzUsuń
  5. @gość codzienny

    dziękuję za wartościowy komentarz

    Faktycznie złoto w krótkim i średnim terminie jest bardzo luźno powiązane z inflacją. Na przestrzeni dziesiątek lat sprawdza się jednak bardzo dobrze, podobnie jak zresztą ceny nieruchomości. Myślę że miało to związek m.in. z dotychczasowym wzrostem siły nabywczej społeczeństwa.

    Tutaj pojawia się pytanie, czy w obliczu pogarszającej się demografii ceny złota będą dalej pozwalać w długim terminie na odkucie się na inflacji. Myślę że ten temat jest wart zbadania.

    W Hiszpanii i Portugalii w XVI-XVII wieku wskutek znaczącego wzrostu ilości złota i srebra w obiegu, ceny rosły pomimo powiązania ich z kruszcami. Zastanawiam się czy nie może być podobnie, kiedy co prawda ilość kruszców będzie stabilna ale populacja zacznie stopniowo spadać.

    OdpowiedzUsuń